Po mało uczęszczanym torze
Od głównych oddalonym miejsc
Wyruszył w nieostatnią drogę
Z małym bagażem – Andrzej G.
Gdy dłonie puste od walizek
Wtedy otwarte są na świat
I co odległe – już jest bliżej
I choć nic nie masz – wszystko masz
A było jakoś po kolędzie
Z okien pachniała już kapusta
Wszak życie można przeżyć wszędzie
Byleby się nie wstydzić lustra
To twój suchy brzeg
To twój cichy Panteon
Kiedy w duszy masz śmiech
I gdy gra akordeon
I gdy łąka wierszami zakwita
Odpowiedzi już więcej niż pytań
Kiedy biec już donikąd nie trzeba
I samotność jest wyższa niż drzewa
Droga się nie zasnuła kurzem
Milczał a przecież dużo wie
Gdy z wiernym swym aniołem stróżem
Jechał przez Prusy Andrzej G.
Co ważne drzemie na uboczu
Cichą mądrością polnych traw
I wciąż ta ciepła żywość oczu
Zdumiona mleczną barwą dnia
Poezja wiła się jak rzeka
Łby dębów mrozu czesał grzebień
On od niczego nie uciekał
On już od dawna był u siebie