Skip links

ARTYKUŁ BEATY BONIK – STREFA PIOSENKI „PIOSENKI NOHAVICY Z NADDATKIEM MURACKIEGO”

Antoni Muracki zaśpiewał 25 marca 2017 w Radio Gdańsk w ramach cyklu „Muzyczne Wędrówki Łosia i Basiora”. Beata Bonik przysłuchiwała się temu koncertowi i zapisała dla nas kilka zdań:

Antoni Muracki śpiewający piosenki Jaromíra Nohavicy to wyjątkowo ładne zestawienie. Dwóch bardów w jednym koncercie. Pytanie tylko, który z nich tu ważniejszy i o którym pisać? Słuchacz, zwłaszcza uważnie słuchający, skupia się jak wiadomo na tekście i na muzyce. A jest czego słuchać, bo piosenki Nohavicy mają w sobie i wielką mądrość, i dużo humoru, i niezwykły liryzm… Zresztą wszyscy to dobrze wiemy, znamy je przecież i słuchamy, słuchamy, słuchamy. Napisano też niejeden artykuł o twórczości Nohavicy, nawet prace naukowe. A Antoni Muracki? Śpiewa te piosenki od lat, większość z nich przetłumaczył, spopularyzował, wydał na płycie. Jest swego rodzaju tragarzem, który nam, nieznającym języka poezji Nohavicy, przynosi i podaje słowa i myśli czeskiego barda. Tak można by to ująć. Można – ale mam wrażenie, że nikt, kto słyszał na żywo Murackiego śpiewającego Nohavicę, z taką puentą się nie zgodzi.

Niedawno miałam taką właśnie okazję. W Radiu Gdańsk brałam udział w koncercie, który wyemitowany zostanie 17 kwietnia. To moje kolejne spotkanie z Antonim Murackim. Słyszałam w jego wykonaniu piosenki Okudżawy, Wysockiego, Nohavicy, a także jego własne utwory. Oczywiste jest, że każdy artysta poprzez to, co prezentuje na scenie, wyraża siebie. Mnie od dawna prześladuje absurdalne odczucie, od którego nie umiem się uwolnić, że w Murackim najwięcej jest Murackiego, gdy śpiewa Nohavicę. Jak to możliwe, skąd przyszło mi coś takiego do głowy? Zastanawiałam się w czasie koncertu i wtedy właśnie pomyślałam o… naddatku.

Muracki śpiewający Nohavicę to przede wszystkim bardzo dobrze napisane teksty. Napisane dobrze po polsku – sugestywne, logiczne i niezwykle poetyckie, z pięknym słownictwem i poruszającymi wyobraźnię metaforami, które nie są prostą kalką metafor Nohavicy. Takie teksty powstają, gdy za przekład bierze się poeta, człowiek mający nie tylko zdolność doboru rymu i rytmu, ale umiejący trafnie odczytać myśl autora i zamknąć ją we własnych słowach. To jest właśnie ten naddatek, który ujawnia się również w podejściu do muzyki. Aranżacje Tolka Murackiego nie są powieleniem pierwowzoru, choć czasami instrumentarium wyraźnie temu sprzyja. W Gdańsku gitarze towarzyszył akordeon i fortepian, było więc skromnie. Na płycie zestaw instrumentów jest o wiele bogatszy, ale te różnice nie mają wpływu na muzyczne interpretacje, ich indywidualny charakter, niekiedy znacznie odbiegający od wykonania Nohavicy. Wystarczy wspomnieć o „Mam ledwie bliznę” czy „Aniele stróżu” (w oryginale a’capella). Jest więc w tym wszystkim jednocześnie i duch Nohavicy, i dużo Murackiego, jego myślenia o muzyce, czucia muzyki i poezji. Znam wielu pieśniarzy wykonujących po mistrzowsku cudze utwory, ale rzadko spotyka się tak mocno zatartą granicę między światem odczuć twórcy i wykonawcy. A powinnam jeszcze wspomnieć o stronie wokalnej, bo to także bardzo dobre interpretacje, czasem ekspresywne, aktorskie, czasem refleksyjne, introwertyczne. I jeszcze o czymś, co – powiem szczerze – zaskoczyło mnie: o emocjach, z jakimi Tolek podchodzi do tych od lat wykonywanych utworów, o wzruszeniu, które wywołuje nieustanne ich odkrywanie. Może w tym właśnie tkwi sedno sprawy, że naddatek Murackiego to nie tylko sprawność warsztatowa, ale przede wszystkim głębokie wejście w świat piosenek, w świat Nohavicy, i umiejętność poruszania się w tym świecie ze swobodą i szczerością.

W gdańskim koncercie Tolkowi Murackiemu towarzyszyli znakomici muzycy – Karol Podkul i Krzysztof Jaszczak. Koncert ze wszech miar godny polecenia – posłuchajcie go w radiu (17.04.2017, godz. 20.05) albo po prostu – wybierzcie się. Tolek wciąż koncertuje.
Beata Bonik
Strefa Piosenki

Leave a comment

Ta strona korzysta z plików cookie, aby poprawić komfort korzystania z Internetu
Explore
Drag