Fakt, że mamy właśnie kryzys ekonomiczny jest powszechnie, czasem wydaje mi się, że nawet zbyt powszechnie, znany. Zwyczaj oszczędzania, nie tylko w takich razach, głównie na kulturze, zwłaszcza tej nazywanej „wysoką” też nie jest, niestety, niczym nowym.
Zaraz po Nowym 2012 Roku dopadła mnie jednak wiedza, której – przyznaję otwarcie – wolałabym nie posiadać. Otóż, okazuje się, że – przynajmniej w warszawskich i podwarszawskich centrach i ośrodkach kultury (a mam podstawy sądzić, iż gdzie indziej jest wcale nie lepiej) miejsca dla bardów, czyli mówiąc w skrócie dla mądrego wrażliwego i empatycznego słowa, oraz muzyki, zrobiło się raptem znacznie mniej niż było. A i dotąd nie było nadzwyczajnie.
Wielu kierowników i dyrektorów tych lokalnych przybytków kultury tłumaczy to oczywiście mizerią finansową. Moja, nie tylko kobieca, intuicja podpowiada jednak, że to tylko wygodna wymówka. Stosowana, bo trudna do podważenia. Powtarzana często, bo zrozumiała dla każdego. A że takie wyjaśnienie jest nie całkiem prawdziwe, to już całkiem inna sprawa. Przecież na – miałkie w formie i treści – przedsięwzięcia z kręgu kultury masowej pieniądze się jednak znajdują…
Że niby prawa rynku? Że realizuje się to na co przyjdzie większa grupa widzów? Powtórzę tu, mocno już wyeksploatowany, banał. Im bardziej będzie się schlebiać, I TO W MIEJSCACH UTRZYMYWANYCH PRZEWAŻNIE Z ŚRODKÓW PUBLICZNYCH, pospolitym gustom, tym coraz bardziej pospolite one będą. I zamiast sztuki pozostanie bełkot.
W związku z tym, naturalnie przy założeniu, że nie chce się społeczeństwa przygłupów, w tej sprawie na polepszenie sytuacji ekonomicznej czekać nie można. Bo stosik z forsy się kiedyś, prędzej lub później powiększy i będzie ją można wydawać. Tyle, że wtedy może się okazać, że – w każdym razie w kulturze – to SENSOWNIE nie ma już ani na co, ani dla kogo.
„A mnie jest szkoda…” nie tyle, parafrazując klasyka, nie tyle, „lata”, co lat pracy i pokładów cudowności wielu polskich artystów. Że wymienię tylko dla przykładu, i z pełnym szacunkiem dla Wszystkich pozostałych: Elżbietę Wojnowską, Elżbietę Adamiak, Antoniego Murackiego, Mirosława Czyżykiewicza, czy Pawła Orkisza.
(autorka: Ewa Karbowska)