Dziesiątego listopada
bez widomych znikąd znaków
chciał poeta drugorzędny
doszlusować do chłopaków

Jeszcze radził się znajomych
i zasięgał informacji
Trudny wybór – bo do jakiej
tu się wpisać generacji

Już pistolet miał po Stasiu
na wypadek, gdyby weszli
dla zasady nawet spłodził
parę nawiedzonych wierszy

A tymczasem pilnie wkuwał
czystą formę, z marnym skutkiem
a że myślał też o treści
pijał z dziwką czystą wódkę

Dwudziestego, jak u Bursy
zaczął cierpieć za miliony
lecz nie długo, bo miał właśnie
cztery pilne felietony

A felieton głupie bydlę
i tematów nie wybiera
raz się modli za papieża
drugim razem za premiera

I co wieczór w Kameralnej
pragnął zwęszyć trop przeszłości
drugorzędny brnąc w ślad Hłaski
pierwszorzędnie go uprościł

„Pic z tą całą cyganerią!
wstyd chłopakom spojrzeć w oczy
Dno się, musi, obniżyło
i nie sposób wprost się stoczyć

Trzydziestego włożył krawat
i naprawiać zaczął mosty
ale już nie znalazł rzeki
w brzegach które chciał połączyć

Tak, to prawda, wstyd powracać
i makijaż zmywać z twarzy
więc cóż lepsze – leczyć kaca
czy nauczyć się nie marzyć.

Tu ni lekarz nie pomoże ni alkohol
Już nie wraca, kto raz wdepnie za głęboko