Było w królestwie bardów trzech,
co układali pieśni
Nie bacząc na burzliwy wiek
śpiewali ludziom pieśni swe
śpiewali ludziom pieśni swe
o rozmaitej treści
Pierwszy z nich dostał się na dwór,
pustoszył tam piwnice
A co dzień pieśń zamawiał król
więc bard grał piosnki mu jak z nut
więc bard grał piosnki mu jak z nut
o słusznej tematyce
Jak grzeczny piesek lizał tron,
potrafił aportować
Lecz raz uderzył nie w ten ton
i rychło kat zagadnął doń
i rychło kat zagadnął doń
„pozwolisz na dwa słowa”
Brał stąd naukę drugi bard,
co giętki był i cwany
Wciąż węszył skąd zawieje wiatr,
dobierał słowa podług szat
dobierał słowa podług szat,
był syty i odziany
Na dworze śpiewał: vivat król,
w karczmie o łzach biedoty
Lecz jedna z zabłąkanych kul,
szepnęła w samo serce mu
szepnęła w samo serce mu,
że zdrajca i kabotyn.
A trzeci prawdę głosił wszem,
w umizgi się nie bawił
Bez drżenia śpiewał pieśni swe,
„Królu, jak możesz godzić się
„Królu, jak możesz godzić się
na gwałty i bezprawie”.
Rychło proszono go na dwór,
gdyż stawał się niesforny.
Ponadto lubił słuchać król,
jak bard ubiera gwałt i ból,
jak bard ubiera gwałt i ból
w tak finezyjne formy.
Zamilkły zatem lutnie trzy –
niech pomną o tym króle.
Tak się zazwyczaj zdarza gdy,
trzyma w swych łapach jakiś typ
trzyma w swych łapach jakiś typ
monopol na kulturą.