Oczy podbite w walce ze świtem
słońca znajomy krąg
Znów ocaleni z nocnych potyczek
budzimy się po przeprawie
Nową nadzieją serca tężeją
że jednak dobro nie zło
Honor potaniał w przydrożnych kramach
miłość w lumpeksach na wagę
Bohaterowie swej codzienności
po kruchym lodzie
cudzych uniesień, własnych słabości
kroczą jak co dzień
Bohaterowie swej codzienności
mają odwagę by żyć
bohaterowie swoich dni
Skąd brać odwagę by pośród blagi
z życia tandety się śmiać
szable z papieru dla bohaterów
tarcze z codziennych gazet
Dalej na szańce chociaż kuksańce
gradem się sypią na twarz
Trzeba nim spłoną unieść z pogromu
srebrne okruchy marzeń
To jest odwaga – padać i wstawać
nowych nie lękać się dni
w śmiechu przyjaciół, w dzieci zabawach
w trawy wiosennym śpiewie
I z tą jedyną się nie wyminąć
i najprawdziwiej z nią być
w ciszy po burzy z ciągłej podróży
wrócić do siebie