Świat do składania
W pełni autorska płyta nagrana ze znakomitymi muzykami jazzowymi: Andrzejem Jagodzińskim, Zbyszkiem Wegehauptem, Czarkiem Konradem, Piotrem Tutką, Andrzejem Rękasem, Pawłem Gusnarem. Łagodna, zdystansowana i malownicza, choć czasem gorzka i drapieżna.
1. Pociąg
2. Po drugiej stronie
3. Sklep
4. Bohaterowie codzienności
5. Świat do składania
6. Wylatują nad miasto poeci
7. Rozmowa
8. Bez zbędnych pytań
9. Andrzej G.
10. Latawiec
11. Nieba brak
12. Czuję oddech
13. Jak jaskółka
BONUS
14. Spadamy w dół
15. Późna miłość
ŚWIAT DO SKŁADANIA – wciąż młoda, choć dawna, płyta Antoniego Murackiego.
O płycie „Świat do składania” można by powiedzieć, że to stosunkowo stara, bo już kilkuletnia, sprawa, gdyby nie fakt, iż takie rzeczy nie starzeją się nigdy. Ta, w całej rozciągłości autorska, nagrana ze znakomitymi muzykami: Andrzejem Jagodzińskim, Zbigniewem Wegehauptem, Cezarym Konradem, Piotrem Tutką, Andrzejem Rękasem, Pawłem Gusnarem, płyta Antoniego Murackiego jest, można by rzec, przekrojem poprzecznym przez wszelkie możliwe człowiecze nastroje. Tyle samo w niej łagodności, co zdystansowania i malowniczości. To wyraz goryczy i drapieżności równocześnie. To trzynaście odsłon z życia kogoś, kto będąc bacznym obserwatorem, nie przestaje być namiętnym uczestnikiem opisywanych wydarzeń i nastrojów.
Zjawiskowość tej krainy otwiera przed słuchaczem piosenka „Pociąg”. Pełen lęku, ale też goryczy i piękna, zapis czyjejś, zagonionej w zadziwieniu codzienności. Obawa wyrażona rytmiczną poetycznością, w której:
Co to za pociąg
Co to za pociąg tak gna
Życia korkociąg wyciąga mnie na powierzchnię
W nocy ostrożniej
Bo w nocy bliżej do dna
Po rozbitym szkle w kruchy świat spaceruję i nie śpię.
Dalej trzeba, wraz z utworem „Po drugiej stronie”, przenieść w zupełnie inny świat. W miejsce bardzo intymnego i szczerego, nieustępliwego osamotnienia. Do raju, albo piekła. Do wygnania dla tych, co właśnie, po drugiej stronie utknęli lub zakotwiczyli.
Kolejna, niezwykle piękna, i tekstowo i muzycznie, scenka rodzajowa to zaproszenie do „Sklepu”. Upchniętego, gdzieś na zapomnianej prowincji, przybytku tamtejszych aniołów. Ludzi co to najchętniej stoją, tam gdzie stoją, bo w ich konkretnej rzeczywistości, to tu:
Przy sklepie, przy sklepie
świat smakuje najlepiej”
zwłaszcza,
że go tylko objąć i trwać
Każdy milczy inaczej
między krzykiem a płaczem
tylko kto usłyszy ten płacz
Któż z nas nie widział takich sklepów i kto, patrząc na stojących przed nimi ludzi nie zadumał się nad małością i wielkością człowieczej egzystencji?…
Nosicielami jakości tej egzystencji jesteśmy my wszyscy, „Bohaterowie codzienności”. Tacy, co to od zawsze, zgodnie z własną wolą, albo i jej wbrew, od rana do nocy, czasem w desperacji, a czasem w poczuciu moralnej siły, namiętnie chadzają „po kruchym lodzie”.
Jak już sobie pozajmowaliśmy się pogłębioną refleksją nad życiem w ogóle, przyszła pora na satyrę. Tym razem rzecz jest o obserwowaniu współcześnie zmarketingowanizowanego świata. Takiej dziecięcej układanki typu puzzle. Nie może z niej oczywiście wyniknąć nic innego jak tylko „Świat do składania – model uproszczony”. Naturalnie Antoni Muracki nie byłby sobą, gdy na czystej satyrze poprzestał. Więc i ona podszyta jest subtelną goryczą człowieka nałogowo myślącego.
Natychmiast potem „Wylatują nad miasto poeci”, jak nostalgiczne wspomnienie, autora i mojej, metrykalnie minionej, młodości. Kiedy to człowiek kowboił, oj kowboił, a to z pomocą wódeczki, a to wiersza, a to… jeszcze czegoś innego. I młodzi ryzykowali wariant , w którym wprawdzie„Wylatują nad miasto poeci/ chociaż żony zamknęły im skrzydła na kluczyk”, bo wiedzieli, że „Taki to i bez skrzydeł poleci, stuknie głową w horyzont, polata i wróci”…
A dziś już tylko tęsknota, Panie, tęsknota.
Chyba przyszedł czas na moje zwierzenia, bo do kolejnego utworu z omawianej płyty mam stosunek wręcz intymny. „Rozmowa” to dla mnie sprawa odbierana na tyle emocjonalnie, że nic wyważenie mądrego o niej nie powiem. Ale do posłuchania tym bardziej zapraszam. Bo najważniejsza jest przecież tajemnica.
„Bez zbędnych pytań” jest, jakby to patetycznie nie zabrzmiało, utworem z tych moralnie najistotniejszych. Mini opowieścią o tym, że, co prawda:
Najpierw pieniądze, żeby przeżyć
Potem pieniądze, żeby żyć
W pośpiechu myśli, w wirze przeżyć
W locie się kochasz, w locie śpisz
ale i tak to, co naprawdę ważne, należy załatwiać, tu mogę zaświadczyć, po Tolkowemu, czyli bez zbędnych pytań, właśnie.
Po tak brawurowym, muzycznie i tekstowo, wyznaniu własnej życiowej filozofii, jest czas portretowania Przyjaciół, zwłaszcza tych absolutnie nietuzinkowych. A skoro tak, to pierwszym w kolejce może być tylko „Andrzej G.” Facet, który kiedyś był, i dla nas pozostał, jednym z pierwszych i ważniejszych bardów SOLIDARNOŚCI, w tych czasach, kiedy i samo słowo, i nazwa ruchu społecznego, brzmiały jeszcze dumnie. Osoba, która w imię niezłomności własnego kodeksu przyzwoitości, potrafiła, choć ani okoliczności nie były proste, a i wiek już nie najmłodszy, rzucić wszystko. Rzucić jednak wyłącznie po to, aby zupełnie gdzie indziej zacząć od nowa. Tylko według własnych kryteriów tak niezłomnych człowieczeństwa. Nic to, że „dłonie puste od walizek”. Znam oczywiście Jego pełne nazwisko, ale ponieważ jest Ktoś bardzo skromny, i nie upoważnił mnie do tego, nie wymienię. Wszak ci co wiedzą, to wiedzą, a ci zechcą się dowiedzieć znajdą sposób.
Piosenki na tej płycie są jak katalizatory, albo łagodne przejścia w kierunku osób coraz bardziej bliskich artyście. „Latawiec” to pożegnanie z matką
„To tylko wiatr, mamo
to tylko wiatr
unosi cię nad ziemią
Dusza to ptak, mamo
dusza to ptak
do końca będzie ze mną
To tylko wiatr, mamo
to tylko wiatr
a my jak stare drzewa
Miłość jak sad, mamo
miłość jak sad
dojrzewa”
Tu, podobnie jak w przypadku „Rozmowy”, nie napiszę wiele więcej. Głównie dlatego, że mamę, o której tu mowa, podobnie jak kilka innych mam, znałam i lubiłam nadzwyczajnie. A też i dlatego, że synowskich uczuć komentować po prostu nie wypada.
Zmierzenie się z materią tak osobistą prowadzi już jedynie do konstatacji, iż, jeśli czegoś w ogóle, to już tylko „Nieba brak”. Tymczasem piosenka pod takim tytułem jest, aby rzec najkrócej, rzecz o ludzkim poczuciu najbardziej ważkich, i nie dających się nijak zrekompensować, braków. Antoni zwraca uwagę słuchacza na pewne drobiazgi. A to stwierdza:
Ponoć gdzieś miłość jest
piękna niczym grzech
tam bogowie mają gest
szampan stoi w szkle
to znów dodaje:
Chciałbym z raz zabrać na
choć na kilka dni
niech powróci tamten czas
kiedy niebo, niebo drży
Czyż można o niespełnieniach, dobitniej? Czyż można piękniej?…
Sporo samokrytycyzmu i determinacji trzeba też by otwarcie przyznać:
Czuję oddech na plecach
i że zaraz się stanie
kiedy dłoń niekobieca
mnie poprosi o taniec
czarnym skrzydłem otoczy
smagnie brzytwą spojrzenia
cień na ścianie – choć śmierć nie ma cienia”,
a tak właśnie dzieje się w brawurowo wykonanym utworze „Czuję oddech”. Ta piosenka to, równocześnie liryka w formie najczystszej i jedna z pierwszych oznak świadomości zbliżającej się, powoli, lecz nieubłaganie, smugi cienia. Smutno, ale mimo wszystko fantastycznie.
Na finał płyty autor i wykonawca wybrał moją, absolutnie ukochaną pieśń „Jak jaskółka”. (UWAGA: nie mylić, z równie piękną, jednak, co oczywiste, zupełnie inną, a wykonywaną czasem przez A.M., pieśnią czeskiego barda Jaromira Nohavicy p.t. „Jaskółka”). Ukochaną, bo każdy, kto ją usłyszy winien czuć się wyróżniony. Tolek dopuszcza go tu bowiem do najskrytszej tajemnicy. Czymże innym jest bowiem wyznanie:
Chciałbym potrafić jak jaskółka
Ciąć bezszelestnie niebo wpół
I tak jak za kamieniem kółka
Znikać na wodzie – idąc w dół”?
A zaraz potem dopełnienie:
I chciałbym jeszcze, dobry Panie
Umieć dziękować Ci co sił
Za me codzienne ze-snu – wstanie
I za nadziei gwiezdny pył
Przyznacie, Państwo, sami nie potrafilibyśmy tego tak niesamowicie wyrazić… Do tego właśnie potrzebni są poeci. Tacy jak, na przykład, Antoni Muracki.
Więc jeśli kto głodny braku pozy, jeśli złakniony autentyzmu uczuć, musi koniecznie wejść do ŚWIATA DO SKŁADANIA i to całym sobą.
EWA KARBOWSKA 2007